Do Kitzbühel ludzie przyjeżdżają od tysięcy lat. W środkowej epoce brązu, około 1600 roku p.n.e., obszar ten stał się jednym z najważniejszych producentów miedzi we wschodnich Alpach.
Liczba ludności rosła, a osady wokół kopalń przyniosły spektakularne znaleziska archeologiczne. Można je znaleźć w muzeum, jak również oryginalny statut miasta z 1271 roku. Wydobycie trwało aż do XIX wieku, kiedy to złoża zaczęły się w końcu wyczerpywać.
Miasto mogłoby spokojnie zapaść w głęboki sen, gdyby nie to, że w 1875 roku ukończono budowę kolei Salzburg-Tyrol, dzięki której miasto znalazło się na mapie turystycznej.
W 1893 roku miejscowy przedsiębiorca Franz Reisch założył norweskie narty i po raz pierwszy zjechał z Kitzbüheler Horn. To był początek austriackiego narciarstwa, a pierwsi zagraniczni goście przybyli kilka lat później. Reisch wybudował hotele, założył szkołę narciarską i w końcu został burmistrzem miasta.
W okresie międzywojennym ośrodek przyciągał gwiazdy filmowe i arystokratów, a w 1931 roku rozpoczęły się słynne zawody narciarskie w zjeździe Hahnenkamm. Najsłynniejszym z nich jest zjazd na Streif, który oglądają teraz w telewizji miliony ludzi na całym świecie. Jest to jeden z najtrudniejszych zjazdów na świecie, z 80-metrowymi skokami, nachyleniem do 85% i prędkością do 140 km/h. Rekord trasy wynosi 1:51,58 minut i został ustanowiony przez Fritza Strobla z austriackiego landu Karyntia w 1997 roku.
Jestem tu w październiku, kiedy już przygotowują Hahnenkamm do styczniowych zawodów Pucharu Świata. Jedyny śnieg to tylko lekki pył na szczytach, jest jasno i słonecznie. Drzewa mają swój klasyczny jesienny blask i jest to idealna pogoda na wędrówki. W istocie Kitzbühel stał się celem całorocznych wycieczek z licznymi dobrze oznakowanymi szlakami, zarówno dla pieszych, jak i rowerów górskich, częściowo oddzielnymi, a częściowo wspólnymi.
Wjeżdżam gondolą na Kitzbühel Horn do domu startowego Hahnenkamm, w którym znajduje się również wystawa poprzednich zwycięzców wyścigu. Na wysokości 1665 m n.p.m. spoglądam wprost w dół, na stromo opadającą dolinę o początkowym nachyleniu 51%. Nie jest oblodzona, więc ostrożnie podążam szlakiem w dół do Mausefalle, gdzie odbywa się pierwszy skok. Mi zajmuje to 10 minut, ale narciarzom udaje się to w zaledwie 8,5 sekundy.
Następnie lecą na odległość do 80 metrów nad najbardziej stromym odcinkiem Streif.
To zdecydowanie nie dla mnie, więc idę okrężną drogą przez jezioro Ehrenbachhöhensee do gospody Berggasthof Ochsalm. W oddali widzę tylko najwyższy szczyt Austrii, Grossglockner, otoczony nieco mniejszymi szczytami, wszystkie robią wrażenie. Stąd droga prowadzi mnie przez Hochbrunn i Melkalmweg do Hahnenkammstüberl.
Siedząc na tarasie restauracji, w jesiennym słońcu, zajadam się górskim jedzeniem.